17 sty 2016

Książka znajdowała się w pewnej odległości przede mną. Gdybym bardziej się przyjrzała, zauważyłabym, że jest to około dwa metry. Mimo, iż nie chciałam wstawać, coś mi mówiło, żeby do niej zajrzeć. Znalazłam ją kilka dni temu na strychu, po czym rzuciłam na biurko i leży tam do dzisiaj. Z powodu nudy oraz wrodzonej chęci do oglądania i czytania wszystkiego, na co tylko spojrzę, wzięłam ją do ręki. Po przejrzeniu paru stron, miałam zamiar zacząć czytać od początku, jednak coś odwróciło moją uwagę. Nie wiem, czy mam taką bujną wyobraźnie czy chorobę psychiczną, ale coś przebiegło po pokoju nade mną. Pomyślałam, że to pewnie siostra, w końcu to jej pokój. Wszystko byłoby dobrze, oprócz tego, że nigdy nie miałam siostry.
 Miałam wielką ochotę zjeść coś smacznego, ale uświadomienie sobie, że mam pustą lodówkę, pokrzyżowało moje plany. Coś mi nie pasowało, miałam wrażenie, że pewna rzecz mi umyka. Na pewno jednak coś było inne niż zawsze.
- Mam dość tych przemyśleń - powiedziałam do siebie
Szybko wstałam i mimo brzydkiego nastroju za oknem i padającego deszczu, ubrałam się, wzięłam parasolkę i wyszłam. Nawet nie zamykałam drzwi, a przecież zawsze to robię. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co jest nie tak. Na ulicach nie było dużo osób. Jedyne, co mogłam zauważyć, to kobietę i mężczyznę, ubranych w czarne stroje. Nie zwróciłam na nich większej uwagi i wolnym krokiem poszłam dalej.
-Przepraszam, która jest godzina? - zapytała młoda kobieta o przeciętnej urodzie.
-Nie wiem, proszę pani, nie mam zegarka- odparłam.
-Ale przecież ma pani.
Gdy to powiedziała, na mojej ręce pojawił się zegarek. Nie wiedziałam jak to się stało, ale naturalnie, podałam jej godzinę. Po paru minutach ciągłego marszu, znalazłam to, czego szukałam, czyli restaurację. Nie było to pomieszczenie ładnie udekorowane, ale pamiętam, że zawsze lubiłam tu przychodzić. Po otwarciu drzwi, weszłam do środka i moim oczom ukazał się smutny widok. W jadłodajni nie było nikogo, jedynie mężczyzna stojący za ladą.
-Dzień dobry - powiedziałam - dziś nikogo tutaj nie ma?
-Tu nigdy nikogo nie ma - usłyszałam szept starszej pani siedzącej w kącie, której na początku nie zauważyłam - Nikt nigdy nie przychodzi.
Po dogłębnym zapoznaniu się z menu, wzięłam to, co zawsze. Nie było najlepsze, a może nigdy nie można było nazwać tego pysznym. Zapłaciłam i wyszłam, dziękując za posiłek.
Nie wiedziałam czy chcę już wracać do domu, bo nikt tam na mnie nie czekał. Siedzenie w czterech ścianach z dziwną, elektroniczną zabawką, zwaną laptopem, nie było moją ulubioną formą spędzania czasu. Zaczynało się powoli ściemniać, więc moje nogi same powędrowały w stronę parku. Lubię ciemność wśród drzew. Lubię to uczucie, gdy nie mogę zobaczyć wszystkiego. Świat wygląda zupełnie inaczej, gdy przysłania go nocne niebo.
-Chce pani cukierka? - zapytało mnie jakieś dziecko, na oko w wieku dziesięciu lat - Truskawkowy.
-Dziękuję. - wzięłam i usiadłam na ławce.
Cukierek był wiśniowy. W niczym nie przypominał słodyczy, które jadłam w dzieciństwie. Szkoda, że czasy tak szybko się zmieniają. Oddałabym wiele, żeby być znowu dzieckiem, a przecież mam prawie 20 lat. Wiem, że to mało, ale ludzie diametralnie się zmieniają. Schowałam papierek do tylnej kieszeni spodni.
Nagle przede mną przebiegł wysoki mężczyzna. Mogłabym przysiąść, że miał ponad trzy metry wzrostu, ale przecież to niemożliwe i nierealne. Zaczęłam zauważać, że wszystko wokoło mnie jest dzisiaj dziwne, przed chwilą się ściemniało, słońce zaraz miało być za linią horyzontu, a nic się nie zadziało. Jest jasno i słonecznie, jakby było samo południe. Zaczęłam się rozglądać. Za mną było tylko parę drzew, ale gdy wytężałam wzrok, by spojrzeć dalej, pojawiały się nowe drzewa. Najdziwniejsze było to, że nic nie czułam. Ani strachu, niepewności, ani szczęścia czy radości. Zamknęłam oczy. Nie wiem, ile czasu byłam w tym stanie, kiedy usłyszałam głos. "Słyszę głosy, coś jest ze mną nie tak" - pomyślałam. Jednak nie był to dźwięk pochodzący z mojej głowy, gdyż powiedziała to moja mama. "Czemu jeszcze śpisz?" Delikatnie podniosłam powieki i moim oczom ukazał się widok mojego pokoju. "Mojego pokoju? Przecież byłam w parku". Mimo niechęci, podniosłam się z łóżka i podeszłam do krzesła, na którym leżały ubrania naszykowane przeze mnie wczorajszego wieczoru. Po wzięciu do ręki spodni, zauważyłam, że coś znajduje się w tylnej kieszeni spodni. Mogłabym dać sobie uciąć rękę, że nic tam nie wkładałam. Sięgnęłam i poczułam coś cienkiego, plastikowego. Był to papierek po cukierku. Truskawkowym, a pachniał wiśnią. Nagle coś zaczęło mi się przypominać. Czy to był aby na pewno tylko sen, czy rzeczywistość?



2 komentarze: